Oczywiscie zaczel sie od perypetii biletowych. Linie lotnicze z 3 dni podrozy postanowily zrobic 8 i tym samym skrocic mi podroz o 5 dni, nie oferujac nawet wszystkich przymusowych noclegow. Ostatecznie wylecialam 2 dni pozniej, wrocic tez musze wczesniej, no ale trudno sie mowi. Chwilowo 6 godzin czekania w Oslo. Na szczescie na lotnisku znajduje sie internet, w dodatku darmowy. Zgodnie z planem powinnam dotrzec dzis do Lizbony. Niestety na tyle pozno, ze za duzo zwiedzania nie bedzie. Jutro rano Marakesz. Mam nadzieje, ze roznica temperatur mnie na kolana nie rzuci.