Rano wyruszam do Glasgow, bilet 6£. Wysiadam na dworcu, zostawiam bagaz- 4£ i ruszam na miasto. Glasgow nie robi na mnie zbyt dobrego wrazenia. Nie podoba mi sie i juz:) Budynki jakies takie za wysokie, jest brudno i szarawo (choc musze przyznac, ze smietnik prawie na kazdym rogu), zabytki sa od siebie daleko rozsiane i te wszechobecne hordy turystow. Jest tu sporo ulic typowo handlowych i wielka galeria handlowa, ludzi tysiace, troche tak londynsko, w nie najlepszym tego slowa znaczeniu. Gwoli scislosci musze przyznac, ze muzeum i galeria sztuki w jednym sa naprawde fajne. Przypomniaja znowu odrobine londynskie museum historii naturalnej. Jest troche wszystkiego: wypchane zwierzeta (hmm, no to akurat nie az takie fajne), eksponaty ze starozytnego Egiptu, zbroje, malarstwo, rzezba, sa tez rozne "dotknij i poprobuj" dla dzieci.
Nocowac mialam dzis u kolezanki, ale....O tym moze nie bede sie akurat tutaj rozpisywac, wystarczy powiedziec, ze o 18 musialam sie goraczkowo zaczac rozgladac za jakims lokum. Niestety przy tej rzeszy turystow nie udaje mi sie nic znalezc, wszystko zarezerwowane. Jestem troche w kropce, ostatecznie jade do Edynburga, gdzie ok 22 laduje na lotnisku. Thank you God for airports!:)Pozostaje mi tylko dodac, ze lot mam w sobote...:/