Lato w pelni, a wiec czas na mini wypad w gorki. Postanawiamy sprobowac po raz drugi dotrzec na Haarteigen. Tym razem inna trasa no i majac do dyspozycji 1 nocleg. Niestety, jak sie okaze to tez za malo, Haarteigen wciaz na nas czeka.
Z Sjeggedal wspinamy sie wzdluz Mogelibane i pot sie leje. Doslownie. Chyba sie w zyciu tak nie spocilam, no ale przy 28 stopniowym upale i morderczym podejciu pod gorke...Na szczescie 'szybko' wychodzimy na "prosta". Do chatki Tyssevassebu mozna dotrzec stad dwoma trasami, wybieramy, te ktora jeszcze nie szlismy, zostawiajac Trolltunga po drugiej stronie. Sniegu jest bardzo duzo, na szczescie jest sztywny, wiec poprostu sobie po nim idziemy. Idziemy i idziemy i idziemy. A przed nami tylko snieg, troche kamieni/ pagorkow i wiecej szniegu. Zero ludzi. Jeden uciekajacy zajac. Zero sladow ludzkich na sniegu. Slady zajacow i chyba jelenia. Idziemy dalej, buty (nowe!! kto wybiera sie w gory w nowych butach moznaby spytac:) obcieraja niemilosiernie i w dodatku po tylu godzinach na sniegu przemokly zupelnie. Ale i tak jest pieknie. Czasami tylko troche strasznie, gdy trzeba przekroczyc jakas rzeke. Obchodzimy z reguly bardzo szerokim lukiem, tak by snieg na pewno nas utrzymal i nie porwal nas nurt plynacej pod nim rzeczki. Ok 21.30 docieramy do chatki, a tam niespodzianka, zainstalowal sie juz na lato chatkowy stroz. Zaprasza nas do srodka na herbate. Cudownie jest sie troche ogrzac przy ogniu, wysuszyc skarpety. Gospodarz dziwi sie, ze przyszlismy te trasa, podobno jest malo uczeszczana. On sam przebyl ja 2 dni temu, zaopatrzony w gps, bo jak sam mowi, pogoda w gorach moze sie szybko zmienic i na plaskowyzu nie sposob znalezc wtedy droge. Po jakiejs godzinie postanawiamy isc dalej. Swiadomi, ze w ciagu jednego dnia, ktory nam pozostal nie dotrzemy do naszej gory, postanawiamy zawrocic, wybierajac tym razem trase prowadzaca do Trolltunga. Zakladamy z powrotem mokre buty i w droge. Zrobilo sie chlodno. O 24 nadal jest dosc dobra widocznosc. Cudowne sa te dlugie norweskie noce. O pierwszej mam juz dosc. Zrobilo sie szaro i naprawde nie sposob dostrzec pojawiajacych sie gdzieniegdzie oznakowan, do tego przed nami naprawde duuuuza rzeka do przejscia. Szukamy miejsca do rozbicia namiotu. Rano cudowny widok z namiotu, na nogi z powrotem mokre nadal skarpetki i do domu. Po drodze zahaczamy oczywiscie o Trolltunga. Pod koniec buty daja sie tak we znaki, ze probuje isc kawalek na bosaka. Hmm, to tez nie najlepsze rozwiazanie, wiec zaciskam zeby i noga za noga idziemy to auta.