Czas na kolejna mala wyprawe. Tym razem w strone USA. Kto by pomyslal! USA zawsze lezalo na samym dole mojej listy celow podrozy i jakos nie mialam planow wybrac sie tam w najblizszej przyszlosci, ale troche zachecona opowiadaniami Jasona, ktorego poznamam w drodze na Kilimanjaro, postanawiam dac stanom szanse, gdzy okazja sie nadaza:)
Niestety w piatek wieczorem, dzien przed odlotem, otrzymuje maila, ze pierwszy lot jest odwolany z powodu zlej pogody w Amsterdamie. Nie udaje mi sie dodzwonic do zadnego biura KLMu w Europie. Koniec koncow dodzwaniam sie do USA i mila pani przebookowuje mi lot na 6.20 rano!, ktory z niewiadomych powodow nie zostal odwolany. To oznacza, ze musze na predko dokonczyc pakowanie i wyjechac z domu ok godz 24. Na lotnisko docieramy ok 2,30. Rano, po jakiejs 1,5h stania w kolejce do odprawy dostajemy info, ze pomimo tego, ze samolot odleci, to pasazerowie przesiadajacy sie w Amsterdamie nie zostana wpuszczeni na poklad. No wiec nie pozostaje nic innego, jak ustawic sie w nowa kolejke, zeby poraz kolejny przebookowac bilet. Po 2,5h czekania udaje sie zmienic bilet na nastepny dzien popoludniu, tym razem przez Londyn. Po kolejnej godzinie czekania i 3h w autobusie jestem ok 12.30 z powrotem w domu. Po nieprzespanej nocy szybko wskakuje do lozka. A jutro znowu pol dnia na dojazd i czekanie. Trzymajcie kciuki, by wszystko tym razem lecialo i dolecialo bez problemow!