Jak juz wspominalam na weekend wszystko zabookowane zarowno w Fort William, jak i Isle of Skye, jak i paru innyvh miejscowosciach. Koniec koncow znajduje jakis hostel, ktory, jakby z adresu wynikalo znajduje sie kolo Loch Ness. Nic bardziej mylnego, do Loch Ness jest spory kawal, no ale nic..
Jakoze plecak tak ciezki, a oprocz plecaka jeszcze torba i siatka z jedzeniem, wychodze z hostelu duzo wczesniej niz konieczne, aby na pewno doczlapac sie na przystanek na czas.
O tak wczesnej porze nic praktycznie nie przejezdza, a i po wczorajszych doswiadczeniach to i tak mam malo wiary w jaiegos stopa, wiec machaniem nawet sobie glowy nie zawracam. I tu niespodzianka. Stop mnie sam znajduja. Bedac juz w wiosce, w sumie niedaleko od przystanku zatrzymuje sie babka i pyta , czy mnie nie podwiesc. Z tym ciezarem to mnie nawet 200m poratuje. Dziewczyna jest z Kanady i wynajela auto, co by sie ze swoim plecakiem nie meczyc, wiec zna ten bol. Pyta, gdzie jade i okzauje sie , ze w tym samym kierunku i oferuje podwozke, jesli dorzuce sie do benzyny. W sumie spoko, i tak za bilet musialabym zaplacic, a tak udaje sie dojechac jakies 2h szybciej.
W hostelu jestem na tyle szybko, ze po rozeznaniu sytuacji decyduje sie pojechac do Fort William i wejsc na Ben Nevis. Po dobrej chwili stania i machania lapka udaje mi sie zlapac stopa (chodzi o to, ze aby sie wyrobic i zdazyc na ostatni autobus musze sie rzeczywiscie pospieszyc). Ok 11 jestem w F. William, skad rozpoczynam wedrowke. Jakies pol godziny zajmuje dosjscie do punktu wyjsciowego, a stamtad ok 3h na szczyt. Droga na szczyt jest szeroka i zaludniona, wylozona kamieniami. W skrocie...pada, masa chmur, i wieje okropnie lodowaty wiatr. Na szczycie, po drodze zreszta tez, nie widac absolutnie nic. Cyknelam jakise 3 zdjecia, ale tak naprawde moglabym je zrobic gdziekolwiek i opowiadac, ze na Ben Nevis. Na gorze jestem przemoczona do suchej nitki, ale na szczescie mam spodnie w torbie, wiec maly striptease i myk w suche spodnie. Udaje mi sie wyrobic czasowo i na dole jestem dobra chwile przed autobusem, wiec tak sobie macham od czasu do czasu i summa summarum udaje mi sie z przesiadka dotrzec do hostelu. Jak i z kim, to zupelnie inna historia..
Hostel nazywa sie Great Glen i lezy zaraz przy drodze, wiec na szczescie do autobusu blizej byc nie moglo. Noc 15£. Z zewnatrz bardzo ladny, prawie dworeczek, jest darmowy net, duza kuchnia, salon, ogrodek, pokoje nie zachwycaja (a'la pozny Gierek), ale ujda.
Przed chwila zrobilam rezerwacje, wiec jutro kierunek Isle of Skye:)